Różnie to bywa, czasami jedzie sie te 500km po to żeby cię powozili po wodzie i piachu.
Trzeba szukać takich co robią to z pasji a nie dla kasy. Byłem chyba z dziesięć razy, ale raz pamiętam najlepiej. Po całym tygodniu pojechalismy w piątek po pracy o 20tej prawie 500km do Darłowa. Rano wypłyniecie przesunięte o 2h bo pogofa sie pogarszała. Wróciliśmy o 18tej już w sztorm. Powrót jak powrót, przed Włocławkiem poważny wypadek, stoimy w 15km korku. Wszyscy usneliśmy, obudził nas chyba po 15 minutach jakiś uczynny a blokowaliśmy jeden pas. Taki to wymagajacy sport, te dorsze
